Polowanie ptaków dziennych cz. 3

Na uganiającego się po ogrodzie wróbla patrzy z góry z politowaniem muchołówka. Siedzi sama cierpliwie na gałęzi i czeka, ale niech tylko muszka jaka brzęknie kolo niej, z błyskawiczną szybkością otwiera się dziób, klap i mucha powędrowała już do żołądka cierpliwego łowcy.

W górze na najwyższym wierzchołku wiśni usadowił się znowu inny ptaszek i wypatruje pilnie owadów, czuwając bez przerwy, aby się do drzew powierzonych jego pieczy nie dobrały.

Niemniej pilnie pracuje inna armia ochronna zorganizowana w polu. Armii tej nie opłaca wprawdzie rolnik i nieraz, nie rozumiejąc własnego interesu, prześladuje ją nawet, ale dzielni obrońcy cudzego dobra nie zrażają się żadnymi przykrościami.

Tu rej wodzi czyściutka milutka pliszka zwana pospolicie trzęsiogonkiem. Wszędzie jej pełno. Tam pogospodarowała między zbożem, tam zobaczyła orzącego rolnika i pobiegła i towarzyszy mu za pługiem, żwawo uprzątając wyorane gąsienice i poczwarki, to znowu jak strzała spadla na wystający ze strumyka kamyczek, potrząsa ogonkiem, napiła się wody i jak strzała poleciała, bo zobaczyła na brzegu coś podejrzanego pomiędzy trawą. Ale i tam się długo nie zatrzymała, bo oto pasterz pędzi biedne krówki, a otaczają je roje much. Krowięta machają ogonami, nie mogąc sobie dać rady. Trzęsiogonek już pospieszył im na pomoc, robi porządek na gwałt, a on sobie tam już da rady z muchami i sprawi im takie lanie, że krowy na dłuższy czas będą miały spokój przed tymi dokucznikami.