Psy do stróżowania i obrony cz. 3

Natomiast wielki popyt na te psy sprawił, że miejscowy materiał hodowlany, uległ znacznemu zmniejszeniu, w końcu zupełnie się zatracił i dzisiaj próżnym byłoby szukać okazów dawnej rasy w pierwotnej jej ojczyźnie. Lecz chów psów że tak powiemy, nowej rasy S-go Bernarda, utrzymał się w całej sile w Ameryce, w Anglii, w Niemczech i w Szwajcarii. Psy te jednak nie pełnią dawnej swej służby, dla której już niema odpowiednich warunków, lecz są przedmiotem upodobania, jako wspaniałe okazy wzrostu, siły, a przy tym łagodnego charakteru.

Angielscy hodowcy, szczególną zwracają uwagę na wielkość wzrostu i masę eiala u psów tej rasy; szwajcarscy zaś wierni dawnym tradycjom mniej się ubiegają za wzrostem, lecz starają się utrwalić w tej rasie przymioty,’ które jej zjednały zasłużoną wziętość. Tak na przykład w Listopadzie 1887 roku, Grant, oberżysta w przytułku, siedział w ciepłej swej izbie w towarzystwie wiernego swego psa. Na dworze szalała zamieć śnieżna. Nagle pies zaczął okazywać wielki niepokój i skomleć żałośnie, jakby oznajmując nieszczęśliwy jakiś wypadek. Dzielny Grant, pomimo ciemnej nocy, ubrał się ciepło, zapalił latarnię, wziął róg i flaszkę wódki wiśniowej i udał się za psem. W niewielkiej odległości usłyszeli jęki i rozpaczliwie wołanie o pomoc i po kilku chwilach, Grant odkopał ze śniegu podróżnego włocha, którego też na własnych barkach zaniósł do izby.